niedziela, 29 grudnia 2013

Zakręcona tarta warzywna (na orkiszowym spodzie)

Nareszcie mam więcej czasu i jestem w stanie zamieścić post :) Święta uwielbiam, jak zwykle spędziłam je w cudownej, rodzinnej atmosferze, jednak w tym roku gorączka przedświąteczna (oraz inne obowiązki) pochłonęły mnie bez reszty - stąd przestój blogowy. Mam nadzieję, że od teraz będzie zdecydowanie lepiej, choć styczeń będzie chyba jeszcze bardziej zalatany niż grudzień... 
Po świątecznym obżarstwie postanowiłam zamieścić przepis na coś lżejszego, warzywnego, o ciekawej formie. Zresztą tartę tą pokazywałam już na fanpejdżu i wzbudziła zainteresowanie kilku osób - uchylam więc rąbka tajemnicy, jak przygotować to danie. Może się dziwicie, ale jest to bardzo proste! Wystarczy odrobina staranności, a tarta w takim wydaniu na pewno swoim wyglądem zachwyci gości czy rodzinę :)
Ostrzegam jednak, że jest ona specyficzna w smaku. Warzywa pozostają jędrne i chrupiące - nie miękną do końca podczas pieczenia. Mi to bardzo odpowiada - sprawia, ze posiłek jest ciekawszy w swojej konsystencji, a warzywa są zdrowsze i (według mnie) smaczniejsze. 
Tartę warto podać z sałatą polaną balsamicznym sosem winegret lub polać ją kremem balsamico - słodko kwaśny smak doskonale podkreśli smak warzyw.

Zakrecona tarta warzywna na orkiszowym spodzie


Składniki:

Spód:
  • 250g mąki orkiszowej (u mnie typ 1100) - można także użyć zwykłej mąki pszennej, aby uzyskać klasyczny spód do tart
  • 150g zimnego masła
  • 1 jajko
  • szczypta soli
  • opcjonalnie odrobina wody
Nadzienie:
  • 1 nieduża cukinia
  • 1 mały bakłażan
  • 2 większe marchewki
  • 1 kulka mozzarelli
  • 150ml śmietany 18%
  • 1 jajko
  • łyżka oliwy z oliwek
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa, tymianek, rozmaryn
Zakrecona tarta warzywna na orkiszowym spodzie


Sposób przygotowania:
Wszystkie warzywa dokładnie umyć. Bakłażan przekroić wzdłuż na pół (w całości jest z reguły za szeroki, aby można było go pokroić obierakiem czy tarką) i pokroić w cieniutkie plastry za pomocą tarki lub obieraczki do warzyw. Plastry bakłażana rozłożyć na ręczniku papierowym i posolić. Odłożyć na bok, aby puścił sok. W ten sposób sprawimy, że bakłażan nieco zmięknie, a także pozbędziemy się ewentualnej goryczy.
Mąkę z solą posiekać z masłem, dodać resztę składników i szybko zagnieść (zimnymi dłońmi) ciasto. Jeśli się rozsypuje dodać kilka kropel wody - tylko tyle aby ciasto się skleiło w kulę. Schłodzić w lodówce co najmniej 30 minut.
Po tym czasie ciasto rozwałkować na okrąg większy niż foremka do tarty i wylepić dokładnie dno wysmarowanej masłem i mąką krupczatką lub wyłożonej papierem foremki. Obciążyć fasolą lub ceramicznymi kulkami i podpiec 15 minut w 180st. C. Po tym czasie zdjąć obciążenia i podpiec jeszcze 5 minut.
W międzyczasie cukinię i obraną marchewkę pokroić w plastry, w ten sam sposób jak wcześniej bakłażan.
Do miski zetrzeć lub drobno porwać mozzarellę, dodać śmietaną i jajko, przyprawy do smaku i dokładnie wymieszać.
Na podpieczony spód wylać masę śmietanową. Plastry warzyw układać naprzemiennie od zewnątrz do wewnątrz, skórką do góry. Gdy całe wnętrze tarty zostanie wypełnione warzywami, posmarować wierzch oliwą z oliwek. Piec 30-40 minut w 180st. C.
Podawać po częściowym ostygnięciu. Dobrze smakuje ciepła (nie gorąca) a także w temperaturze pokojowej. Świetnie komponuje się z sosem balsamicznym i sałatą.
Smacznego!

Zakrecona tarta warzywna na orkiszowym spodzie



wtorek, 24 grudnia 2013

Życzenia świąteczne 2013

Witajcie!

Nie zapomniałam o Was i o blogu. Po prostu tegoroczny okres przedświąteczny pochłonął mnie bez reszty. Uwielbiam to! :) Mimo pogody, w tym roku święta czuję pełną gębą!

Po świętach wracam do Was, a tymczasem wracam do rodziny, kuchni i końcówki przygotowań.
A potem świętujemy w rodzinnej atmosferze :)

I tego też chciałam Wam życzyć! Wspaniałej, rodzinnej atmosfery. Pysznie zastawionego stołu. Prezentów nie mieszczących się pod choinką ;)
Jednak przede wszystkim... chwili dla siebie. Chwili na celebrację czasu spędzonego rodzinnie. Chwili na refleksję nad mijającym rokiem i obranie celi na rok następny.
A w nadchodzącym roku realizacji tych planów. Spełnienia co najmniej jednego (a najlepiej wielu) marzeń. 
Bycia szczęśliwym.

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!



poniedziałek, 9 grudnia 2013

Bali - rajska wyspa?

Podróże małe i duże - odc. 4 - Bali.

Dziś zabiorę Was na Bali. Jest to odległa dla nas wyspa należąca do Indonezji i chyba najciekawsze miejsce z odwiedzonych przez nas podczas ostatniej podróży.
Bali pozostawia po sobie niezatarte wspomnienia. Nie tylko dzięki malowniczym krajobrazom, szerokim plażom i błękitnemu oceanowi. Największe wrażenie wywierają ludzie - rodowici Balijczycy. Ale po kolei :)




piątek, 6 grudnia 2013

Cannelloni z jarmużem i ricottą

Ostatnio mnie na blogu ciut mniej. Powodów jest kilka. Już zostałam wciągnięta w przedświąteczną bieganinę. Do tego praca, własne plany, zjazd na uczelni, a na koniec przyplątane przeziębienie sprawia, że ciężko znaleźć chwilę na bloga. 
Jednak staram się, więc dziś pyszna propozycja kuchni fusion. Nieco zapomniany, ale przecież pyszny i bardzo zdrowy jarmuż wykorzystałam w tradycyjnym włoskim daniu - cannelloni. Bogactwo smaków zapewnimy tu nie tylko jarmużowi, ale także pysznym pomidorom na spodzie i serkowi ricotta w nadzieniu, a kremową konsystencję klasycznemu beszamelowi. Trochę przypraw - czosnek, cebula i nic więcej już nie potrzeba. Zachęcam do wypróbowania :)

Cannelloni z jarmuzem i ricotta


Składniki:

  • ok. 12-14 rurek cannelloni
  • 1 pęk jarmużu
  • opakowanie serka ricotta
  • 2 ząbki czosnku
  • 4 plastry szynki długodojrzewającej (u mnie prosciutto)
  • 1 łyżka oliwy
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Na sos pomidorowy:
  • puszka krojonych pomidorów
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • garść zielonych oliwek
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżka oliwy
  • sól, pieprz
Na beszamel:
  • 50g masła
  • 50g mąki
  • 800ml mleka
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Cannelloni z jarmuzem i ricotta


Sposób przyrządzenia:

Jarmuż dokładnie umyć. Najłatwiej jest zalać go wodą, dobrze zamieszać i wzruszyć liście i zostawić na chwilę, żeby zanieczyszczenia opadły na dno. Potem można poprawić pod bieżącą wodą.
Z jarmużu poodkrajać grube łodygi, a liście pokroić w paski. Osuszyć w suszarce do sałaty lub na ręcznikach papierowych. Cebulę pokroić w kostkę, a czosnek drobno posiekać. Na patelni rozgrzać oliwę, dodać cebulę, gdy zmięknie dodać czosnek i jarmuż. Dusić na patelni, aż wyraźnie zmniejszy objętość i zwiędnie. Dodać ricottę, sól, pieprz i pokrojoną w paski szynkę. Wszystko dokładnie wymieszać i zdjąć z ognia. Gdy troszkę przestygnie przełożyć na deskę do krojenia lub do food procesora i trochę posiekać / rozdrobnić (nie na miazgę).
Na sos pomidorowy pokroić cebulę w drobną kostkę, czosnek drobno posiekać, oliwki pokroić w paski. W rondelku rozgrzać oliwę dodać cebulę, gdy zmięknie dodać też czosnek. Po 30 sekundach dodać pomidory, ocet i cukier. Gotować ok. 10 minut, aż sos zgęstnieje. Na koniec dodać oliwki, doprawić do smaku i wymieszać.
Na beszamel w rondlu rozpuścić masło, dodać mąkę i smażyć 2-3 minuty (mąka ma pozostać jasna). Dodać mleko i zagotować często mieszając. Gdy zgęstnieje doprawić do smaku.
Do żaroodpornego naczynia nałożyć na dno sos pomidorowy. Rurki cannelloni nadziewać jarmużem z ricottą i układać na sosie. Całość zalać beszamelem.
Zapiekać ok 30-40 minut w 200st. C.
Przed podaniem odczekać ok 20 minut, aby danie mogło się "ściąć" i nie rozwalało się podczas krojenia.
Smacznego!

Cannelloni z jarmuzem i ricotta

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Pierogi ze słodką kapustą (pełnoziarniste)

Pewnie każdy z Was jadł pierogi z kapustą (i grzybami), a wielu przygotuje je na nadchodzące święta. Na moim wigilijnym stole także pojawią się kapuściane pierogi - jednak ze słodkiej, nie kwaszonej kapusty. W mojej rodzinie jest to tradycyjne nadzienie, które pojawia się zawsze na stole - moje ulubione. Pierogi z takim nadzieniem są delikatne, ale "pełne" w smaku - po prostu pyszne. Może ktoś z Was skusi się w tym roku na taką nową propozycję?

Pierogi ze slodka kapusta pelnoziarniste


Składniki:
Na ciasto:
  • 3 szklanki mąki (tym razem użyłam pół na pół pełnoziarnistej i białej, ale może być sama biała)
  • ok. 1 szklanki wrzątku
  • 1 łyżka oleju
  • opcjonalnie jajko
  • sól
Na farsz:
  • duża główka białej kapusty
  • 2 duże cebule
  • 50g masła
  • sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Kapustę poszatkować i ugotować do miękkości. Cebulę pokroić w kostkę, na patelni rozpuścić masło i dusić cebulkę do miękkości. Gdy zacznie się złocić - zdjąć z ognia. Ugotowaną kapustę przełożyć na czystą ścierkę kuchenną lub kilka warstw gazy i bardzo dokładnie odcisnąć. Jej objętość powinna się zmniejszyć ok. 3krotnie, a kapusta powinna być dość sucha. Dodać do niej cebulkę z masłem, solidnie doprawić solą i jeszcze solidniej pieprzem. Można dodać także odrobinę majeranku, słodkiej papryki lub inne lubiane przyprawy.
Mąkę przesiać do miski, stopniowo dodawać wrzątku mieszając całość łyżką lub robotem kuchennym. Wody dodać tylko tyle ile wchłonie mąka. Dodać olej, szczyptę, ewentualnie jajko i wyrobić gładkie i elastyczne ciasto. Zawinąć w woreczek foliowy i odstawić na 30 minut do odpoczęcia.
Po tym czasie, ciasto dzielić na części, wałkować na ok 2mm, wycinać kółka, nakładać farsz i sklejać na kształt pierogów. 
Gotować w osolonym wrzątku z dodatkiem oleju ok. 2-3 minuty od wypłynięcia. Podawać z okrasą lub sosem grzybowym.
Smacznego!

Pierogi ze slodka kapusta pelnoziarniste

środa, 27 listopada 2013

Kotlety mielone z porem i jabłkiem

Dziś wariacja na temat bardzo tradycyjnego polskiego dania - kotletów mielonych. Ja zawsze je lubiłam - w dzieciństwie wolałam nawet od schabowych ;) Niestety obecnie jadam bardzo rzadko - ze względu na Jego niechęć do tej potrawy. Czasem jednak uda mi się go przekonać do zjedzenia ich na obiad. Co powiedział po skonsumowaniu tych kotletów? "Najlepsze mielone jakie jadłem". Czy muszę dodawać coś jeszcze?

kotlety mielone z porem i jablkiem


Składniki:
Źródło

  • 0,5 kg mielonej wieprzowiny dobrej jakości
  • 1 cebulka (opcjonalnie)
  • 1 jabłko
  • 1/2 pora (biała część)
  • 2-3 łyżki bułki tartej + do obtaczania
  • 1 jajko
  • olej
  • sól, pieprz, słodka papryka

Sposób przygotowania:

Pora pokroić w cienkie półplasterki, przełożyć na durszlak, dobrze opłukać i zalać wrzątkiem. Odstawić do odcieknięcia. Cebulkę pokroić w drobniutką kosteczkę, jabłko obrać i zetrzeć na dużych oczkach tarki. W misce wymieszać mięso, odciśnięty por, jabłko, jajko, bułkę tartą i przyprawy.  Dokładnie wymieszać. Masa powinna być dość zwarta -  w razie czego można dosypać więcej bułki tartej. Na patelni rozgrzać olej, z masy formować kotlety, obtaczać w bułce tartej i smażyć po kilka minut z każdej strony na brązowy kolor.
Smacznego!

kotlety mielone z porem i jablkiem

piątek, 22 listopada 2013

(Bezglutenowe) Chińskie pierożki z wieprzowiną

Aż się dziwię, że jeszcze nie było posta z azjatycką kuchnią, którą przecież uwielbiam. Ale nic straconego - dziś wariacja na temat Ha Gao - chińskich pierożków gotowanych na parze. Oryginalnie nadziane są krewetkami, jednak ja wykorzystałam wieprzowinę. Wersję z krewetkami na pewno zrobię wkrótce, gdyż pierożki wyszły pyszne Ich specyficzne ciasto ciężko porównać do czegoś innego - jest bardzo smaczne i świetnie pasuje do nadzienia - soczystego mięsa o aromatycznych azjatyckich nutach. Niestety składników nie kupi się w pierwszym lepszym supermarkecie - skrobi pszennej szukajcie w eko sklepach z artykułami bezglutenowymi, a mąki z tapioki w sklepach orientalnych - dobra wiadomość dla alergików - obie mąki są bezglutenowe. Ostatecznie możecie skorzystać z ciasta na wontony, choć to już nie będzie to samo. Zachęcam do poszukania składników - nie są drogie, a sądzę, że na 1 razie z tymi pierożkami się nie skończy ;) 

bezglutenowe chinskie pierozki z wieprzowina


Składniki (ok. 12 pierożków):
Na nadzienie:
  • 125g chudej, mielonej wieprzowiny
  • 2 łyżki pędów bambusa - nie miałam i pominęłam, ale polecam dodać
  • 1 dymka
  • 1 ząbek czosnku
  • plasterek imbiru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • szcypta cukru
  • szczypta pieprzu
  • 3/4 łyżeczki kurczaka w proszku - dodałam małą domową kostkę rosołową, jeśli ich nie macie - pomińcie
  • 1/2 łyżeczki skrobi kukurydzianej (możecie zastąpić mąką z tapioki lub skrobią pszenną)
  • 1 łyżeczka oleju sezamowego
Na ciasto:
  • 60g skrobi pszennej (nie mylić z mąką! - skrobia pszenna nie zawiera glutenu, jest zupełnie biała i bardzo drobna)
  • 25g mąki z tapioki (ostatecznie zastąpić mąką ziemniaczaną, ale nie daję gwarancji, że efekt będzie odpowiedni)
  • 1 łyżka oleju
  • 100ml wrzącej wody
  • szczypta soli
Dodatkowo:
  • kilka liści kapusty pekińskiej
  • sos sojowy
  • słodki sos chili
bezglutenowe chinskie pierozki z wieprzowina


Sposób przygotowania:
Czosnek i imbir obrać ze skórki i bardzo drobno posiekać (można zetrzeć na tarce). Pędy bambusa odsączone z zalewy posiekać w drobną kosteczkę. Wszystkie składniki nadzienia dokładnie wymieszać i odstawić do lodówki.
W misce umieścić obie mąki, sól i olej. Dolewać stopniowo wrzątek i energicznie mieszać 2 pałeczkami lub łyżką. Jeśli cała mąka zostanie wchłonięta przez wodę - nie odlewać więcej wrzątku. Mieszać energicznie, aż w misce utworzy się kula ciasta. Wyjąć na blat i ostrożnie (sprawdzić najpierw czy ciasto nie jest zbyt gorące) zagnieść gładkie ciasto, ale nie wyrabiać zbyt długo - nie musi się tutaj wytworzyć gluten, a ciasto im dłużej wyrabiane tym bardziej będzie się rwać. Z ciasta utoczyć wałek (jak do kopytek) i pociąć na ok. 1,5-2cm kawałki. Wrzucić ja z powrotem do miski i przykryć ściereczką. Wyjmować po jednym, toczyć kulkę, spłaszczać i wałkować na grubość ok 2 mm na środku i 1 mm na brzegach - jeśli będzie się kleić, bardzo delikatnie podsypywać skrobią. Na cieście układać łyżeczkę nadzienia i sklejać jak pieroga, a następnie "szczypać" brzeg, aby uzyskać zdobienie i mieć pewność, że całość jest dobrze sklejona. Wnętrze bambusowego parownika (lub innego urządzenia które używacie do gotowania na parze) wyłożyć liśćmi kapusty pekińskiej lub posmarowanym olejem papierem do pieczenia. Uformowane pierożki układać w niewielkich odstępach (nieco pęcznieją podczas parowania). 
Gotować na parze ok. 6 minut. i podawać z sosami do maczania.
Smacznego!

bezglutenowe chinskie pierozki z wieprzowina


Na filmiku możecie zobaczyć sposób przygotowania tradycyjnych Ha Gao - sposób przygotownaia ciasta zaczyna się od 4:16 minuty.

środa, 20 listopada 2013

Shoarma - domowa mieszanka przyprawowa

Dziś na Wasze życzenie przepis na domową shoarmę. Kto z Was nie lubi czasem przejść się do sieci restauracji na to pyszne mięsko? Otóż ja! Mimo, że sama potrawa jest pyszna, to niestety w knajpie najczęściej mięso jest suche, słabej jakości. Bułeczki pita, z którymi jest ono podawane jest co najmniej kilku dniowe, a sosy średnie. To nie moje klimaty.
Za to domowa shoarma... To zupełnie coś innego! Soczyste mięso w intensywnej mieszance przyprawowej. Chlebek pita świeżo wyjęty z piekarnika, znacznie zdrowsze frytki pieczone z niewielkim dodatkiem tłuszczu. Ulubione sosy - czosnkowy z dodatkiem świeżego czosnku, najprostszy sos tysiąca wysp - świeżo przygotowany i aromatyczny, pikantny sos pomidorowy. No i oczywiście przepyszna surówka Coleslaw. Taki obiad to ja rozumiem!



Składniki:
Źródło
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne 
  • 1/2 łyżeczki kurkumy 
  • 1/2 łyżeczki cynamonu 
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1 czubata łyżeczka soli selerowej (lub 3/4 łyżeczki soli morskiej)
  • 1/2 łyżeczki czarnego pieprzu
  • 1 łyżeczka zmielonego imbiru 
  • 1 łyżeczka czosnku granulowanego
  • 1 łyżeczka kuminu 
  • 1 łyżeczka papryki czerwonej słodkiej 
  • 1 łyżeczka zmielonego ziela angielskiego
  • olej
  • ulubione mięso - ja najczęściej sięgam po polędwicę wieprzową, rzadziej po pierś z kurczaka


Na sosy:
Czosnkowy:
  • 2 łyżki majonezu
  • 2 łyżki gęstego jogurtu
  • 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę (lub więcej jak lubisz)
  • sól, pieprz
Najprostszy sos tysiąca wysp:
  • 2 łyżki majonezu
  • 1,5 łyżki ketchupu
  • sól, pieprz
Sos pomidorowy:
  • 1/2 puszki pomidorów (lub 2 pomidory obrane ze skórki, pozbawione gniazd nasiennych i pokrojone w kostkę)
  • 1 mała cebulka posiekana w drobną kostkę
  • 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
  • odrobina płatków chili lub kawałek drobno posiekanej świeżej papryczki
  • 1 łyżka oleju
  • sól, pieprz
  • opcjonalnie cukier i ocet balsamiczny do smaku


Sposób przygotowania:
Wszystkie przyprawy wymieszać. Jeżeli niektóre przyprawy masz w całości - najpierw utłucz je w moździerzu lub zmiel w młynku do kawy. Do gotowej mieszanki przyprawowej dodać olej w proporcjach 1 łyżka oleju na 2 łyżki przyprawy. W tak przygotowanej marynacie obtocz mięso pokrojone wcześniej w grubszą kostkę. Odstaw do zamarynowania na co najmniej 30 minut lub kilka godzin. Smaż na patelni do momentu, w którym mięso jest ścięte, ale wciąż soczyste (krócej dla kurczaka, dłużej dla wieprzowiny).

Sosy:
Na sos czosnkowy i tysiąca wysp wymieszać składniki, doprawić do smaku i odstawić do przegryzienia. Na sos pomidorowy w małym rondelku rozgrzać olej i podsmażyć cebulkę na złoto. Dodać czosnek, smażyć minutę i dodać pomidory. Smażyć ok 20 minut - do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Doprawić do smaku i odstawić do ostygnięcia.

Podawać w towarzystwie chlebków pita, domowych frytek z piekarnika, surówki colesław i sosów do maczania.

Smacznego!


poniedziałek, 18 listopada 2013

Jedzenie w Singapurze

Podróże małe i duże - część 3.

Ostatnio opowiadałam o tym jak odebrałam Sinagpur. Dziś tematyka bliższa temu blogowi, czyli jedzenie w Singapurze.

Tak samo jak i kultura, tak i kuchnia w Singapurze jest bardzo zróżnicowana. Przenikają się tam kuchnie malajska, chińska, indonezyjska, indyjska a także angielska. W efekcie mamy do czynienia z pyszną kuchnią fusion.

Drugą charakterystyczną cechą Singapurskiej kuchni jest kultura jedzenia poza domem. Mało kto gotuje samodzielnie posiłki. Najczęściej jada się w food courtach, których jest mnóstwo w całym mieście lub knajpach i restauracjach, które także spotykamy na każdym kroku.
Food courty znajdują się najczęściej pod zadaszeniem i składają się z wielu małych stanowisk z różnorodną kuchnią oraz wielu stolików, przy których można zjeść swoje danie. Chyba najbardziej znanym jest Newton Food Center, jednak w trakcie naszych zaledwie 3 dni spędzonych w Singapurze nie zdołaliśmy tam dotrzeć.
Udało nam się za to natknąć na nocny, uliczny food court. Pierwszego dnia, około północy wracaliśmy spacerkiem do hotelu podziwiając architekturę i kolejne pięknie podświetlone wieżowce. Nagle naszym oczom ukazała się boczna uliczka i taki oto widok:


Nocny uliczny food court

Uliczka była zamknięta dla ruchu, wzdłuż ciągnęły się obwoźne kuchnie i kolejki po jedzenie, a na szerokości ulicy poustawiane były stoły - pełne ludzi. Przypominam, że było już po północy!

Grillowanie krewetek na patyku

Tablica informująca kierowców w jakich godzinach ulica jest zamknięta i przekształca się jadłodajnię

Nie uważacie, że taki zwyczaj jest świetny? Niestety my dopiero co zjedliśmy gdzie indziej, więc zupełnie nie byliśmy głodni. Pokręciliśmy się więc tylko przez moment i coraz mocniej czując zmęczenie spowodowane długą podróżą i zmianą czasu powędrowaliśmy do hotelu.

No dobrze? To w takim razie co jedliśmy w Singapurze?
Wybieraliśmy z reguły restauracje i knajpki. Z typowymi food courtami niestety nie było nam po dordze, chociaż nie do końca z wyboru. Zazwyczaj jak już głodnieliśmy w pobliżu nie widzieliśmy food courtów, za to mnóstwo knajpek. Ponadto ze względu na moje uczulenie na ryby i morskie żyjątka musimy uważać na takie uliczne jedzenie, w którym nie zawsze do końca wiadomo co jest i w jaki sposób było przygotowane. Niestety nawet rzeczy smażone na nieumytej patelni po rybie mogą mi zaszkodzić. Sami rozumiecie, że znajdując się w tak odległym zakątku świata i mając świadomość, że za 24h ruszamy w dalszą drogę nie mieliśmy ochoty ryzykować.
Mimo wszystko nie udało nam się uniknąć wpadki - wieczorem drugiego dnia wybraliśmy się do chińskich ogrodów z myślą o pospacerowaniu i zjedzeniu czegoś na miejscu. Niestety same ogrody nas rozczarowały.
Trafiliśmy na wystawę dinozaurów... Tak.. Chiński ogród i dinozaury. No ale cóż ;) Jak się szybko okazało, jedynym miejscem gdzie można było zjeść był bar na świeżym powietrzu, gdzie jedzenie (wszystko panierowane i smażone w głębokim tłuszczu) było za gablotami. Kawałki kurczaka, krewetki, i inne ponabijane były na patyczki. Po wybraniu na co masz ochotę, otrzymywałeś szaszłyki zapakowane w foliowy woreczek. Do drugiego woreczka można było nalać ostry i słodki sos pomidorowy. Z takim pakunkiem szukało się miejsca przy pobliskim stoliku, ławce lub spacerowało się dalej. Jedzenie nie było niestety podpisane, więc kilkukrotnie dopytywaliśmy się co bierzemy, tłumacząc moją sytuację. Dostaliśmy nierybne kąski. Szybko jednak okazało się, że był tam rybny dodatek lub smażenie odbywało się w tym samym oleju, gdyż ewidentnie było czuć morski posmak. Pozostałam głodna... ;)
Jednak to była jedyna jedzeniowa wpadka w Singapurze.

Poza tym trafiliśmy na bardzo smaczne chińskie jedzenie w centrum handlowym (generalnie w Singapurze łatwiej trafić na centrum handlowe niż przystanek metra, choć i z tym nie ma problemu ;), niestety nazwy lokalu nie pamiętam.





Wygląda apetycznie? Smakowało równie dobrze albo i lepiej! ;)

Trafiliśmy też (z braku lepszej alternatywy w pobliżu i burczących brzuchów) do włoskiej knajpy. Muszę przyznać, że dość zabawne jest, ze w pierwszej lepszej włoskiej knajpie w Singapurze zjedliśmy dużo lepszą pastę niż gdziekolwiek w Barcelonie ;)



Sprytne ptaszysko podlatywało za każdym razem, jak tylko kelnerka odchodziła ;)

Byliśmy także w Tomo Izakaya - japońskiej restauracji na Clarke Quey. Ceny dość wysokie, jednak jedzenie było pyszne. Wołowina dosłownie rozpływała się w ustach, sashimi było bardzo świeże, a wszystko bardzo dobrze doprawione. Zdjęć niestety nie robiłam - zbyt nas wciągnęła rozmowa ze spotkanymi tam Polakami i ich znajomymi - rodowitymi Singapurczykami.

Najlepsze jednak spotkało nas na samym końcu. W dniu wylotu do Bangkoku, już wymeldowani z hotelu, tuż przed wyjazdem na lotnisko poszliśmy coś zjeść. Znów znaleźliśmy się w centrum handlowym (a jakże;). Mieliśmy wprawdzie ochotę na jakieś europejskie jedzenie - najlepiej makaron - ale jedna knajpka nas zaintrygowała. Przed wejściem było kolejka, w środku mnóstwo stolików, a przy drzwiach stała kobieta z słuchawką w uchu, kartkami z menu oraz wyświetlaczem nad głową. Flagową potrawą były różnorodne dumplingsy, które oboje uwielbiamy. Dodatkowym atutem była przeszklona kuchnia, gdzie widać było jak wielu kucharzy (w sterylnych warunkach) uwija się lepiąc pierożki. Podeszliśmy więc, dostaliśmy menu i długopisy, abyśmy mogli podczas oczekiwania wybrać dania, które chcemy zjeść, dostaliśmy też swój numer i przybliżony czas oczekiwania - 30 minut. Na tablicy powyżej wyświetlały się bieżące numery, własnie przygotowanych stolików. System jak na poczcie ;)
Gdy w końcu przyszła nasza kolej, złożyliśmy zamówienie - w tym oczywiście specjalność zakładu - pierożki Xiao Long Bao, klasyczne - z wieprzowiną. W dalszym ciągu nie wiedzieliśmy co nas czeka. Gdy w końcu otrzymaliśmy bambusowy parownik wypełniony gorącymi pierożkami i zaczęliśmy je jeść... znaleźliśmy się w niebie ;) Okazało się bowiem, że Xiao Long Bao to pierożki z cieniutkiego jak papier ciasta są nadziane nie tylko wieprzowiną doprawioną olejem sezamowym, dymką i imbirem, ale także cudownie eksplodującą w ustach łyżką intensywnego w smaku bulionu.

Niestety nie robiłam tam zdjęć.
Przerwanie jedzenia w celu wykonania zdjęć groziłoby zjedzeniem przez Niego mojej porcji ;)
Źródło

Całość była obłędnie dobra! Biorąc pod uwagę, że oboje byliśmy tamtego dnia zakatarzeni i z bolącymi gardłami (skutek jedynej nocy z włączoną klimatyzacją) - nie mogliśmy trafić na lepsze danie. Pierożki skończyły się zdecydowanie za szybko, na szczęście kolejne dania - kluski z wołowiną i grzybami, oraz krewetki na słodko z pomarańczami również były pyszne. Jednak to własnie pierożki śnią mi się po nocach... I w sumie nic dziwnego ;)
Jak się później okazało, zupełnym przypadkiem trafiliśmy do restauracji Din Tai Fung. Jest to sieć restauracji słynąca właśnie z tych pierożków, której 2 restauracje w Hong Kongu otrzymały w 2010 roku gwiazdkę Michelina, a pracujący tam szefowie kuchni przechodzą najpierw 6miesięczne szkolenie zwijania tych pysznych maleństw! Jeżeli kiedykolwiek znajdziecie się w mieście, które posiada ich restaurację - idźcie koniecznie! Ceny nie są bardzo wygórowane, a jedzenie doskonałe.

Na zaostrzenie apetytu zostawię Was z filmikiem o filozofii Din Tai Fung (niestety w języku angielskim)




P. S. Już znalazłam przepis na te cudowne pierożki i jak tylko znajdę odpowiednią ilość czasu (cały proces jest bardzo praco i czasochłonny) - na pewno je zrobię i zaprezentuję na blogu. Może ktoś z Was skusi się na takie pyszności :)

piątek, 15 listopada 2013

Coleslaw

Klasyk. Dobra do wszystkiego, choć nie polecam spożywania jej do wszystkiego ;) Niestety nie jest to lekka i małokaloryczna sałatka. Są jednak takie danie, które się nie obejdą bez jej dodatku. U nas jest to shoarma. Chlebek pita i surówka coleslaw to stały, nierozerwalny zestaw. A Wy jakiego dania sobie nie wyobrażacie bez coleslawa?
Dziś zapraszam Was na przepis na surówkę, a w niedalekiej przyszłości pojawią się także domowe frytki z piekarnika oraz shoarma na domowej mieszance przyprawowej. Co wolicie jako pierwsze?

coleslaw


Składniki:

  • 1/4 - 1/2 małej główki białej kapusty
  • 1 średniej wielkości marchewka
  • 1 czerwona cebulka (ewentualnie szalotka)
  • ok. 3 łyżek majonezu (raczej czubatych)
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 2 łyżeczki cukru
  • sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Kapustę cienko poszatkować - ja z reguły robię to robotem kuchennym. Wiórki kapusty przełożyć do miski, posypać solą i dokładnie ugnieść rękoma, aż poczujecie, że kapusta mięknie i puszcza sok. Odstawić na bok. Marchewkę pokroić lub zetrzeć na tarce (duże otwory). Ja najbardziej lubię do tej sałatki kroić marchewkę w cieniutkie julienne (zapałkę) - w tym przypadku też najczęściej wysługuję się Mum(ią). Calukę pokroić w cieniutkie piórka lub kosteczkę. W szklance wymieszać majonez z sokiem z cytryny, cukrem i pieprzem. Soli powinno być wystarczająco w kapuście. Sprawdzić smak sosu i ewentualnie skorygować cytryną lub cukrem. Wszystko wrzucić do kapusty i dokładnie wymieszać. Najlepiej odstawić na ok 30 minut do przegryzienia, ale jeśli kapusta jest już miękka można podawać od razu.
Smacznego!

coleslaw

coleslaw

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rogale świętomarcińskie

W kuchni półki z przyprawami powstały dziś tradycyjne rogale marcińskie. No dobra - trochę mniejsze niż tradycyjne.

rogale swietomarcinskie

Ciasto półfrancuskie - cudownie maślane i lekkie dzięki warstwom.

Nadzienie z białego maku, migdałów i bakalii - niepowtarzalny aromat.

Oblane lukrem i obsypane migdałami - idealne.

Chcecie przepis?

piątek, 8 listopada 2013

Risotto cukiniowo - dyniowe

Lubicie risotto? Ja, z każdym kolejnym zjedzonym risotto, lubię je coraz bardziej. Za jego bogatą kremową konsystencję. Za okrągły ryż, który mimo kremowej otoczki pozostaje jędrny w środku. Za to, że za każdym razem można przygotować je inaczej. Za to, że jest świetną bazą do wariacji z wykorzystaniem sezonowych produktów. Za to, że jest idealnym comfort foodem na jesienną pluchę. Mi już się zrobiło lepiej, a Wam? :)

risotto cukiniowo dyniowe


Składniki:

  • 1/4 małej dyni hokkaido
  • 4 małe gałązki romarynu
  • kilka listków szałwii
  • łyżka oliwy
  • 1/2 cukinii
  • 4 plastry szynki długodojrzewającej (u mnie szynka delikatna)
  • 1 szklanka ryżu arborio lub innego do risotto
  • 2 szalotki
  • 2 łyżki masła
  • 100ml buiałego, wytrawnego wina
  • ok. 1 l bulionu warzywnego lub drobiowego
  • 2 łyżki parmezanu + do podania
  • sól, pieprz



Sposób przygotowania:
Dynię umyć, pokroić na ćwiartki, spryskać oliwą. Każdą ćwiartkę ułożyć miąższem do góry, położyć świeże zioła. Piec ok. 15 minut w 180st., aż dynia będzie miękka, ale wciąż dość jędrna. Czas zależy od dyni, więc może być potrzebne nawet 30-40 minutowe pieczenie - trzeba sprawdzać w trakcie. Ostudzić i jedną ćwiartkę pokroić w kostkę. Resztę można dopiec do miękkości i zmiksować na puree lub po ostudzeniu i pokrojeniu w kostkę zamrozić.
Cukinię pokroić w kostkę, szalotkę drobno posiekać, szynkę pokroić w paski. Na patelni z grubym dnem rozpuścić masło, zeszklić szalotkę i wrzucić cukinię. Przesmażyć ją kilka minut, dodać dynię i szynkę. Smażyć kolejne 2-3 minuty, po czym dodać ryż. Wszystko dokładnie wymieszać, tak aby ryż obtoczył się w tłuszczu i nabrał szklanego koloru i wlać wino. Gdy większość płynu odparuje wlać 2 chochelki gorącego bulionu. Za każdym razem gdy większość płynu odparuje z patelni dodawać po chochelce bulionu, aż ryż będzie miękki, ale nie rozgotowany, a całość będzie miała kremowa konsystencję. Doprawić solą i pieprzem do smaku, dodać parmezan. Wszystko wymieszać i podawać gorące z płatkami lub wiórkami parmezanu.
Smacznego!

risotto cukiniowo dyniowe

Rady:
Dynia hokkiado jest wdzięczną, niewielką odmianą dyni o jadalnej mocno pomarańczowej skórce i zwartym miąższu, dlatego jest idealna do dań, gdzie potrzeba dyni w kawałkach - skórka wygląda dekoracyjnie, a miąższ pozostaje w całości nawet po upieczeniu.
Jeżeli użyjecie innego gatunku dyni pamiętajcie, żeby obrać ją ze skórki (najlepiej już po upieczeniu).

wtorek, 5 listopada 2013

Singapur - Azja europejska

Podróże małe i duże - część 2 - Singapur.

I tym sposobem znaleźliśmy się w Singapurze. No dobra, nie było tak łatwo ;) Loty zakupione były w promocji, więc połączenia nie były najkrótsze i najłatwiejsze. Podróż z Barcelony do Singapuru trwała 25 godzin i składała się z kilkugodzinnych przesiadek i 3 lotów samolotem, z czego jeden trwał aż 13 godzin. O dziwo jednak, do Singapuru dotarliśmy stosunkowo wypoczęci.


Merlion - symbol Singapuru

Nie będę Wam tu szczegółowo opisywać gdzie poszliśmy i co zwiedziliśmy. Singapur ma trochę atrakcji do zaoferowania, jednak o tym możecie poczytać chociażby w przewodniku. Ja chciałabym się z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami, ciekawostkami i tym jak odebraliśmy Singapur.
W podróżach zawsze bardziej ciekawi mnie życie, kultura , codzienność mieszkańców niż muzea i kościoły. Jego, oprócz spraw kulturowych, fascynuje architektura, jednak znów nie o kościołach tu mowa. Wysokościowce lub kamienice i drobne uliczki, tkanka miejska - to jest to.
Singapur zdecydowanie był dla nas gratką. Pod jednym i drugim względem. Jego multikulturowość, stosunkowo krótka nowoczesna historia i restrykcyjne rządy stworzyły społeczeństwo niezwykłe. Stworzyły Azję europejską.

Świątynia Buddy

Świątynia hinduistyczna

Z kolei szybko rosnące bogactwo, dynamiczny rozwój (w końcu nie bez powodu Singapur zaliczany jest  do azjatyckich tygrysów) odbiły swoje piętno na wyglądzie miasta. Piętrzące się wysokościowce, futurystyczne budynki i.... wszechogarniająca zieleń! Brzmi trochę jak oksymoron, co?




Od 1819, kiedy Sir Stamford Raffles (bardzo ważna historycznie i szanowana w Singapurze postać) przybył do Singapuru i odkupił go od sułtanatu Johor, Singapur stał się kolonią brytyjską i ich bazą wojskową. Pozostałością po tamtych czasach jest z pewnością ruch lewostronny obowiązujący w tym kraju. Szczerze mówiąc pierwszy raz byłam w miejscu z odwróconymi kierunkami ruchu - ciężko jest się przyzwyczaić. Wiecznie widziałam "kierowców widmo" lub "prowadzących 6latków", gdyż siedzenie, na które patrzyłam nie było siedzeniem kierowcy, jak w Polsce, a siedzeniem pasażera.


Samochody są zdecydowanie po złej stronie ulicy ;)

Singapur swoją autonomię uzyskał dopiero w 1959r.! Mimo tak krótkiego okresu niezależnych rządów, to miasto-państwo może pochwalić się niezłymi osiągnięciami. Co 30ty (a w 2017 nawet co 20ty) mieszkaniec Singapuru jest milionerem! Wyobraźcie sobie, że w Waszym bloku, który ma 100 mieszkań - są 3 rodziny milionerów, a za 4 lata będzie ich tam 5! Imponujące liczby.

Port w Singapurze - jeden z najważniejszych na świecie
 Oczywiście kilka wieżowców wdarło się w kadr ;)

Jak w takim razie wyglądają ceny w Singapurze? Czy życie jest tam drogie? I tak i nie. Jedzenie, ubrania, komunikacja miejska - raczej tanie, zwłaszcza porównując do ich zarobków. Przejazd metrem to koszt od 1,2 do 2,5 SGD (1SGD = 2,55 PLN), jedzenie w food courcie jest chyba nawet tańsze jak w Polsce, restauracje, choć bezwzględnie droższe, to porównując do zarobków wychodzi bardzo przyzwoicie. Ubrania i elektronika także są niewiele droższe niż w Polsce. Jeżeli chodzi o nieruchomości - są cholernie drogie.

Centrum handlowe :) Zwróćcie uwagę na zadrzewiony taras :)

Ciekawostką dla nas była cena samochodu w Singapurze. Za nowego Volksvagena Passat o najmniejszym dostępnym silniku, który w Polsce kosztuje ok. 90 000zł, w Singapurze trzeba zapłacić... 170 000 SGD, czyli ok. 420 000zł! Przy takiej cenie nawet bycie milionerem niezbyt pomaga ;) Zakup auta używanego czy sprowadzenie go z zagranicy nie jest rozwiązaniem. Bardzo dużą część ceny auta stanowi "pozwolenie na rejestrację", które w zależności od pojemności silnika i klasy auta zaczyna się od 60 000 SGD. Za samochody na obcych blachach płaci się takie podatki, że szybciutko przekracza się koszt tej licencji.
Jednak przepisy te nie wzięły się znikąd. Główna wyspa, na której położony jest Singapur jest niewielka i bardzo gęsto zaludniona. Aby ruch samochodowy w ogóle był tam możliwy i nie oznaczał kilkugodzinnych korków trzeba było maksymalnie ograniczyć podaż samochodów. Trzeba przyznać, że osiągnęli efekt - korki, nawet w przeddzień wyścigów F1 z poblokowaną częścią ulic w centrum nie były dotkliwe bardziej niż w Poznaniu o godzinie 16.



To jest blok mieszkalny - kładki pomiędzy kolejnymi wieżami są oczywiście
zazielenione.

Jak już jesteśmy przy restrykcjach prawnych w Singapurze nie sposób nie wspomnieć o kilku ciekawostkach. System prawny w Singapurze jest bardzo surowy, a kary wysokie.
Zabroniona jest sprzedaż gum do żucia, picie i jedzenie w metrze (nawet wody), o tak banalnych zakazach jak zakaz śmiecenia czy przechodzenia na czerwonym świetle nie wspominając. Społeczeństwo kontrolowane jest także poprzez bardzo wysokie ceny alkoholu i papierosów, czy opłaty za wstęp do kasyna. Do tych zakazów dochodzi także system kar - od wysokich grzywien, przez kary cielesne i więzienia, na karze śmierci kończąc.

Kara śmierci nie tylko jest dopuszczona przez prawo, ale faktycznie stosowana. Najczęściej w ten sposób karane są narkotyki - posiadanie, handel, produkcja (już posiadanie 500g marihuany lub 15g heroiny zagrożone są karą śmierci), a zaraz potem morderstwa. Niestety wyroki śmierci za narkotyki zdarzają się także na obcokrajowcach. Dlatego w ramach super ostrożności postanowiliśmy zafoliować walizkę na lotnisku w Barcelonie, tak aby żadne kieszenie nie znajdowały się na wierzchu. Zabezpieczyliśmy się w ten sposób nie tylko przed (mało prawdopodobnymi, ale jednak) podrzutkami do naszego bagażu, ale także przed kradzieżą jego zawartości oraz wzmocniliśmy walizkę, dzięki czemu nie uległa zniszczeniu. A przypominam, że była przerzucana z samolotu do samolotu na 3 lotniskach. Czasem lepiej dmuchać na zimne ;)

Wspomniałam też o karach cielesnych. Chłosta jest faktycznie stosowaną metodą w Singapurze. Oczywiście, wbrew temu co się czasem mówi, nie otrzymamy takiej kary za żucie gumy czy napicie się wody w metrze.  Jest to kara dodatkowa, zawsze jako uzupełnienie więzienia, za czyny takie jak napad, usiłowanie gwałtu, itp. Ponadto karę chłosty mogą otrzymać tylko mężczyźni, kobiety nie podlegają karom cielesnym (otrzymują wyższe wyroki).
Środki te mogą wydawać się niecywilizowane, z poprzedniej epoki. Ale szczerze mówiąc, w swoim rozwoju, Singapur jest ze 20-30 lat przed Europą. Do tego panujący tam porządek jest zauważalny. Ulice są czyste, noce bezpieczne, a ludzie wydają się szczęśliwi, a przynajmniej spokojni czy zadowoleni. Z informacji znalezionych w Internecie wynika, że Singapur jest jednym z krajów o najniższym poziomie przestępczości na całym świecie. Najczęściej zdarzają się drobne rabunki, kieszonkowcy lub oszustwa za pomocą kart kredytowych. Poważnych przestępstw jest bardzo mało. Dodatkowo Singapur został przez PWC uznany za najmniej skorumpowany kraj spośród 178 badanych. 

Budynek Parlamentu - niezbyt imponujący w porównaniu do reszty...

Wydaje mi się więc, że u nich ten system działa. Byłabym wstrzemięźliwa w zgadywaniu jak, tak surowy system sprawdziłby się w Europie czy Polsce, jednak pewnym jest, że w Singapurze jest on uzasadniony.
Z drugiej strony w wyglądzie miasta i zarobkach mieszkańców widać, że rząd dba o mieszkańców. Infrastruktura jest na wysokim poziomie, drogi w doskonałym stanie (do tego stopnia, że wyścigi F1 odbywają się po, oczywiście zamkniętych w tym czasie dla ruchu, ulicach Singapuru, nie na specjalnym torze), ulice czyste, komunikacja miejska dobrze rozbudowana, a wszędzie gdzie tylko można wkomponowana jest zieleń. I to jak! Drzewa, krzewy, kwiaty rosną wszędzie - przy chodnikach, w parkach, przy autostradzie z lotniska, a także na tarasach i dachach budynków - biurowców, hoteli, nawet bloków mieszkalnych. Dodaje to mnóstwo uroku całemu miastu i pokazuje, że nowoczesna architektura i przyroda nie muszą być tak do końca w konflikcie.



Ulica handlowa

Bardzo ciekawym miejscem są Gardens by the Bay. Ogrody znajdujące się przy hotelu Marina Bay Sands, w których znajdują się Supertrees. Te Super Drzewa są samowystarczalnymi konstrukcjami. Ogromne instalacje, obrośnięte zielenią, zaprojektowane w taki sposób, aby całe ogrody nie pobierały energii ani wody z zewnątrz. Wszystkie wykorzystywane zasoby są odnawialne, a roślinność zapewnia ciągłość cyklu energetycznego. Wszystko w zgodzie z naturą.



Na dalszym planie widać ilość kontenerowców poruszających się po zatoce
Singapurski port jest naprawdę oblegany :)

Można by tu Avatara nakręcić ;)

No i dominanta miejska - wysokościowce. Nie tylko jest ich dużo - są one bardzo dobrze wkomponowane w miasto. Skupione głównie w jednym miejscu, zaprojektowane tak, by pasowały do siebie nawzajem i tworzyły nowoczesną zabudowę. Można je podziwiać zarówno w dzień, kiedy słońce odbija się od szklanych elewacji, jak i w nocy, gdy są pięknie podświetlone.





W dodatku wciąż powstają kolejne budynki. Chodząc po centrum miasta, mijając kolejne place budowy mieliśmy trochę wrażenie, że Singapurczycy nie zauważyli, że skończyło im się już miejsce na stawianie kolejnych wieżowców ;)



Zastanawiacie się wciąż skąd tytuł posta? Singapur w moim odczuciu wyciągnął wszystko co najlepsze z dwóch kultur: europejskiej i azjatyckiej. Chodząć po Singapurze nie masz wrażenia, ze jesteś w Azji. Wszędzie otacza Cię język angielski (jeden z 4 języków urzędowych w Singapurze), nie ma problemu, żeby się gdziekolwiek dogadać. Nie czujesz się jednak jak w Europie - egzotyczna roślinność, doskonale wkomponowana natura w tkankę miejską, porządek, azjaci najróżniejszego pochodzenia. To jest miejsce jedyne w swoim rodzaju!

Ufff! Muszę przyznać, że ciężko było mi napisać ten post, ze 3 razy zmieniałam jego koncepcję, a wciąż mam wrażenie, że zupełnie nie oddałam ducha tego państwa. Na dziś kończę już ten przydługi tekst, ale następnym razem opowiem o jedzeniu w Singapurze i sieci restauracji z gwiazdką Michelina, którą tam odwiedziliśmy :)

CDN.